poniedziałek, 13 marca 2017

ROZ-POZNANIE

Po dwutygodniowej przerwie w blogowaniu, spowodowanej przywleczonym z pracy paskudnym wirusem, jestem z powrotem.

Dziś ciąg dalszy turystyki miejskiej, najlepszego lekarstwa na bakterie i wirusy. W ubiegłym tygodniu postanowiliśmy wybrać się na weekend do słabo przez nas zbadanego polskiego miasta, czyli Poznania. "Weekend" brzmi dość szumnie, bo przyjazd w piątek wieczorem i wyjazd w niedzielę rano daje w sumie jeden dzień zwiedzania, a więc ledwie rozpoznanie terenu. Obejrzeliśmy Stare Miasto i Wildę, poszliśmy w stronę Śródki i Ostrówka. I tyle. Jeżyce, Łazarz, Ostrów Tumski oraz inne ciekawe miejsca muszą poczekać na następną wizytę, a najlepiej kilka wizyt. Pogoda wyjątkowo nam dopisała, całą sobotę świeciło słońce, a temperatura momentami przekraczała 16 stopni. Idealnie.

A oto, co zdążyliśmy zobaczyć.

To zupełnie nie w naszym stylu, ale dzień zaczęliśmy od wizyty w centrum handlowym. Stary Browar to jednak nie tylko popularne miejsce zakupów, ale też "Centrum Handlu, Sztuki i Biznesu". Stary, poprzemysłowy budynek zyskał nową funkcję. Bardzo udany projekt. Na zdjęciu elewacja tylna i wjazd na parking.



Po drugiej stronie Browaru znajduje się duży park z alejkami, ławkami i zielenią. Psom wstęp (chyba) wzbroniony, bo trawniki czyste. Można tam posiedzieć, pobiegać, zjeść. Na noc teren jest zamykany, nie ma więc śladu po działalności okolicznych pijaczków.



Dziedziniec. Szklany korytarz łączy ze sobą starą część z tą nową, dobudowaną w 2007 roku. Latem działające tu lokale gastronomiczne wystawiają na bruk stoliki, a sklepy ze zdrową żywnością - swoje stoiska.



A oto powód naszej porannej wizyty w tym miejscu. Przed nami długi i męczący dzień, na szczęście  "śniadanie francuskie" okazało się całkiem pożywne.



Jeszcze szybka kontrola sprzętu i możemy ruszać w miasto.



Przed południem na rynku było raczej pusto i cicho (bo kto w sobotę o tej porze wstaje?). Tak lubię.



Kolejny punkt programu - całkiem nowy zamek. No może nie do końca nowy - założony przez Przemysła II, wielokrotnie rozbudowywany, niszczony i znów odbudowywany. Z pierwotnej budowli właściwie nic nie zostało, a to co widać wzniesiono w latach 2010-2013. Nie obyło się bez kontrowersji.



No widać, że nowy. Ale i tak przyciąga turystów, a cegły powoli pokrywają się patyną czasu. Jeszcze 100 lat i będzie można mówić o nim "zabytek" bez wyrzutów sumienia.

Towarzysz spaceru zawsze musi dotknąć architektury.

Zabłąkana turystka na zamkowym dziedzińcu. Z góry widać fragment Rynku. Można też zaglądać w okna kamienic. Ze względu na wczesną porę nie działo się tam niestety nic gorszącego.

Obowiązkowa wizyta w księgarni. Imponująca oferta, a jaka wystawa! Na zdjęciu powieści Arturo Perez-Reverte i towarzyszące im odpowiednie ryciny.

Powiało klasyką.

Empik i schody zachęcające, aby usiąść i poczytać.

Przyciągające wzrok drewniane "koronki" na szczycie budynku.

Dzielnica Cesarska z zamkiem, też całkiem nowym, bo oddanym do dyspozycji Cesarza Wilhelma II w 1910 roku. W środku muzeum, kino i biura. Na nasze pytanie, czy zamek można zwiedzić w całości, pani z obsługi nie bardzo znała odpowiedź. Więc zwiedziliśmy sobie sami.

Szlachetne materiały są trwałe i nie tracą urody wraz z upływem czasu. Jestem przyzwyczajona raczej do gdańskiej czerwonej cegły, więc budynki w Poznaniu są ciekawą odmianą.

Żeby nie było tak różowo - Poznań, tak jak inne polskie miasta, ma problem z samochodami. Władze usiłowały wygospodarować trochę przestrzeni dla pieszych i w kilku miejscach powstały parklety. Nie bardzo się chyba podobają, bo wszystkie są brudne i zdewastowane. Szkoda.

Detale z bramy. Po lewej poznański, po prawej, dla porównania,  rzymski. Krajowy równie ładny, przydałoby się go jednak doczyścić.

Opuszczając Stare Miasto weszliśmy do dzielnicy zwanej Wilda. Panuje tu cisza i spokój, zabudowa jest stara, ale stopniowo odnawiana. Miejsce robi się modne, czego dowodem jest rozwój gastronomii. Na zdjęciu lokal z bardzo pasującym tu szyldem.
Firma z tradycjami. Czuć historię.

Przedwojenny chodnik. Środkiem idą panie w szpilkach, dzieci z lewej, mężowie z prawej. Wszystko na swoim miejscu.

Szyba? Nie, lustro. Ciekawy efekt.

Odwiedziliśmy też Ostrówek i Śródkę. Trudno uwierzyć, że te maleństwa posiadały kiedyś prawa miejskie. Za rogiem nie znalazłam wprawdzie kina...

... tylko ogromnych rozmiarów trójwymiarowy mural przedstawiający historię dzielnicy Śródka. Praca nosi tytuł "Opowieść śródecka z trębaczem na dachu i kotem w tle" i jest częścią projektu "W środku Śródki". Więcej na ten temat tutaj.



I tak nam minęła sobota w Poznaniu.