niedziela, 23 października 2016

SKÓRA, FURA I STREFA PŁATNEGO PARKOWANIA

Jestem wielką fanką stref płatnego parkowania w centrach miast. Naprawdę. Uważam, że powinno być ich dużo, a ceny należy ustalić odpowiednio wysokie. Zaporowe nawet. Tak jak w moim mieście, gdzie za miesiąc trzeba zapłacić 450 zł. Nie dotyczy to oczywiście mieszkańców.

Nie raz słyszałam głosy oburzonych, że przecież gdyby było taniej, to więcej osób by przyjeżdżało, parkowało, płaciło, a miasto by zarabiało.

No i właśnie o to chodzi - żeby nie przyjeżdżali! A przynajmniej nie samochodami.

Zastawione chodniki, trawniki i podwórka to nie tylko nieciekawy widok - to także ogromna uciążliwość dla pieszych.

Oczywiście, kierowcy zawsze znajdą wytłumaczenie dla blokowania przez co najmniej 8 godzin jakiegoś miejsca, podczas gdy oni spełniają się zawodowo.

Albo - nagle każdy z nich posiada teściową w wieku lat 95, jeżdżącą na wózku inwalidzkim, która właśnie zapragnęła przyjechać do miasta.

Albo dziecko z prawą nogą w gipsie, które tupiąc lewą zażądało podwózki do centrum.

Albo żonę, która nagle i niespodziewanie zaczęła rodzić.

W związku z tym cała rodzina musiała nieomal wjechać samochodem do sklepu/ kawiarni/ restauracji, aby szeroko zakrojoną konsumpcją poprawić sobie humor. Chodzeniu pieszo powiedzieli  "nie". Stanowcze.

No słabo to wygląda.

A przecież tak przyjemnie jest przejść się po centrum, zajść do paru sklepów, wstąpić gdzieś na kawę lub posiedzieć w parku i pokontemplować otoczenie.

Ale wszystko psują parkujące na każdym skrawku wolnej przestrzeni samochody. Pytanie, czy tak musi być?

Jeśli w mieście sprawnie działa komunikacja publiczna (najlepiej ta torowa, odpada wtedy stanie w korkach) to czemu by z niej nie skorzystać?

Wiem, wiem, nie po to Państwo kupuje sobie samochód, żeby teraz jeździć z hołotą, która na dodatek oszczędza wodę i kąpie się tylko w soboty. 

Z pogardą dla współpasażerów absolutnie nie mogę się zgodzić, a co do kąpieli, to uważam, że jeden przedstawiciel woniejący na cały tramwaj psuje nie tylko atmosferę, ale i opinię pozostałym podróżnym. Takie życie.


Zalet miasta prawie wolnego od samochodów nie da się jednak przecenić. Popatrzcie sami:

Genua, czyli miasto - labirynt. Tu problem samochodów w centrum nie istnieje, bo po prostu w większość miejsc nie da się wjechać. I jakoś ludzie żyją, mieszkają, robią zakupy.



Tutaj nawet da się wjechać, ale jakoś nikt poza służbami miejskimi tego nie robi. I nie ma, że na chwilkę, bo teściowa, żona dziecko.

Rzadkość - wydzielony parking w centrum. Ale prawie wyłącznie dla skuterów.


Gdyby ktoś się jednak zapędził, to takie znaki szybko przywołają go do porządku.

Wjechał tu chyba za dawnych czasów, kiedy wszystko było dozwolone...

... ale wyjechać już się nie da :)


Czasami rzeczywiście sytuacja życiowa zmusza kierowcę, żeby jednak podjechał bliżej. Wtedy parkuje się "na wcisk" :) U nas - nie do pomyślenia!

Centrum Wiednia. Tutaj w wiele miejsc można wprawdzie wjechać, ale - uwaga - maksymalnie na dwie godziny. Jeśli ktoś pracuje dłużej, to bardzo mi przykro :)

Skoro parkować można tak krótko, to nic dziwnego, że jest niewielu chętnych. Zwróćcie jednak uwagę na znak kierujący do podziemnego parkingu - tam samochody nie będą psuły komfortu pieszych.

Uprzywilejowani mogą oczywiście zostawić swój pojazd ;)

Ruch to zdrowie. Nie trzeba kupować karnetu do siłowni, który po miesiącu słomianego zapału ląduje zapomniany w szufladzie. Wystarczy więcej chodzić, a samochód zostawić gdzieś na obrzeżach. Albo pod domem.

Tymczasem u nas... Skoro już musieli się pochwalić, jakie mają fury, to mogliby chociaż nauczyć się parkować. Aby oddać sprawiedliwość - zaczął ten środkowy, pozostała dwójka się tylko dostosowała. Stoją tak od wczoraj. Wybaczcie próby nieudolnego zamazywania tablic, ale to mój pierwszy raz ;)

Generalnie idea miasta przyjaznego pieszym jest mi ostatnio bardzo bliska. Z pełnym przekonaniem poparłam odnoszący się do niej projekt obywatelski w moim mieście oraz obserwuję i kibicuję działaniom tej społeczności na facebooku.  Polecam też ciekawy artykuł.

Można? Zobaczymy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz