sobota, 24 września 2016

APARTAMENT W WERSJI MINI

Apartament - to brzmi dumnie. Dostojnie nawet. Według definicji powinien być wystawny, przestronny, a nawet luksusowy.

W rzeczywistości bywa różnie. Deweloperzy skłonni są nazwać "apartamentem" nawet skromną kawalerkę, jeśli tylko pozwoli to przyciągnąć potencjalnych kupujących, skuszonych wizją zamieszkania na nowym,  prestiżowym osiedlu.

W małym mieszkaniu bywa przytulnie i... ciasno :)

A tymczasem, jak już kiedyś wspominaliśmy, kluczową kwestią przy zakupie mieszkania jest lokalizacja i sprzedający dobrze o tym wiedzą. Im atrakcyjniejsza okolica, tym wyższa cena, a wymarzony apartament zaczyna rozmiarem przypominać komórkę pod schodami, tyle, że z oknem.

Paradoksalnie jednak, mieszkanie w takim "pudełeczku" może mieć wiele uroku. Przed wprowadzeniem się trzeba zrobić przegląd swoich rzeczy - nieużywane wyrzucić, oddać, sprzedać. Jakie to oczyszczające i odświeżające.

Urządzanie "miniapartamentu" może być  interesującym wyzwaniem, jeśli ktoś lubi takie przygody i nie posiada dzieci, zwierząt, imponującego zbioru figurek z porcelany czy kolekcji zabytkowych mebli.

A zatem:

Salon i sypialnia w jednym. Niby razem, ale nie do końca.





Tu dodatkowo jeszcze kuchnia. Wszystko pod ręką, znalazło się też miejsce na sztukę :)





Każdy centymetr wolnej przestrzeni jest na wagę złota, także na kuchennym blacie.





Można się, hmmm, kąpać siedząc. Jaka oszczędność czasu!





Łazienka w szafie - no mniejszej się nie dało. Ufam, że gdzieś są drzwi.

Podsumowując - małe mieszkanie w centrum czy większe, ale dalej? Osobiście skłaniam się ku pierwszej opcji, choć oczywiście idealnie byłoby posiadać coś większego, ale jednak gdzieś w śródmieściu. Może kiedyś.

niedziela, 18 września 2016

MIEJSKI PIKNIK


Pamiętam z dzieciństwa, jak rok w rok, już od wczesnej wiosny, w każdy weekend moi rodzice pakowali rano kosz z jedzeniem (obowiązkowo bułki, jajka, pomidory i masło w słoiku z wodą), koce, leżaki, poduszki (gdzie to się mieściło w małym fiacie?!), po czym wyruszaliśmy na piknik. Do lasu, nad jezioro, nad morze. Pełnia szczęścia.

Wciąż lubię tak zwane "okoliczności przyrody", ale w miarę upływu lat moim żywiołem stało się miasto. W centrum jest całe mnóstwo barów, kawiarni i restauracji, ale, jak już wspominałam w tym wpisie nie są one jedynymi miejscami, gdzie można spędzić czas i coś zjeść.

Przecież w mieście też można urządzić sobie piknik. Taki miejski. Zawsze znajdzie się jakiś skrawek trawnika (dawno nie widziałam tabliczki: "Nie deptać..."), miejsce nad wodą, park, ławki czy choćby malowniczo położone schody. Nic, tylko pakować kosz (lub w wersji nowoczesnej, acz brzydszej - turystyczną lodówkę) et voila! Przykłady poniżej.

Genua. Zima w wersji włoskiej - życie towarzyskie można prowadzić na zewnątrz.

Lukka. Wokół tylko beton i ani skrawka zieleni? Nie szkodzi. Rozsiąść się można też na schodach pod pomnikiem, byle bez napojów wyskokowych.

Gdynia. Dla wygodnickich - jednak śniadanie w kawiarni, ale jak widać, niektórzy tęskny wzrok kierują w stronę (bardzo porządnego jak na polskie warunki) trawnika.

Cudze chwalicie... A na zdjęciu Stary Browar w Poznaniu. Zaskakujące połączenie centrum handlowego z dobrze działającą przestrzenią wspólną.

Bydgoszcz, czyli Wenecja północy. Idealne miejsce na miejski piknik - 5 minut pieszo od rynku.






Sydney. Śniadanie na moście. Czego to ludzie nie wymyślą :)



A na koniec propozycja menu:

Kosz piknikowy w wersji swojskiej ;P









niedziela, 11 września 2016

LA BOHEME

Lubię oglądać katalogi firm wnętrzarskich. Meble, poduszki, wazony, zasłony podnoszą mi ciśnienie i powodują natychmiastową chęć wymiany wszystkich sprzętów w domu. Zdjęcia są piękne, przedmioty na nich doskonale zaaranżowane i oświetlone, wszystko nowe i w idealnym porządku. Nie to, co u mnie.

A jednak nie chciałabym zamieszkać w katalogu. Witold Rybczyński w swojej książce "Dom. Krótka historia idei" zadaje słuszne pytanie: Czy ludzie mogą naprawdę gdzieś żyć, nie robiąc bałaganu?

Z bałaganem nie przepadam, ale lubię, kiedy wnętrze ma w sobie to nieuchwytne "coś", co świadczy o tym, że ktoś w nim rzeczywiście mieszka. Lubię, kiedy jest "spersonalizowane", bez względu na styl, jaki w nim dominuje.

Przeglądając internet znalazłam całe mnóstwo zdjęć opatrzonych intrygującą etykietką "bohemian apartments".

Czym one są? Bohemian apartments to wnętrza w zasadzie  "bezstylowe", organiczne, ewoluujące wraz z właścicielem, jego życiem i zainteresowaniami. Nie wszystko poniżej mieści się w moim guście, ale sama idea bardzo mi się podoba. 

Mniej bieli, więcej koloru. Laboratorium to nie jedyna opcja przy urządzaniu wnętrza. Źródło: (klik)


Kontrolowany chaos. I już nie trzeba codziennie sprzątać - bo przecież tak ma być. Źródło: (klik)


Wnętrze nie musi być idealne. Jakieś drobne rysy na komodzie po babci, nitki powyciągane przez kota... Komu to właściwie przeszkadza? Najwyżej teściowej. Źródło: (klik)



Mieszanka stylów i epok, a nawet (zgroza!) różne odcienie drewna w jednym pokoju. Źródło: (klik)


Już od progu widać, jaką właściciel ma pasję...


Ten na przykład czyta.


...ten dużo śpi... Źródło: (klik)


Swedish-Elle-Interior
... a ten ma kota. Źródło: (klik)


Nie pozostaje mi nic innego, jak czekać, aż moje mieszkanie nabierze podobnej szlachetnej patyny.

Inspiracją dla dzisiejszego posta były:

- Opera Pucciniego "La Boheme" (zwłaszcza to wykonanie, zwłaszcza wnętrza około 17 minuty)
- Reginald Gray (zwłaszcza ta praca i to zdjęcie)

niedziela, 4 września 2016

MAŁA CZARNA

Albo mała biała. Może nawet z cukrem. Słowem - kawa.

Nadchodzi w życiu taka chwila, że poza gorączką sobotniej nocy mamy też ochotę na chwilę spokoju. Warto wtedy wyjść z domu i pójść sobie na kawę.

Trafiłam kiedyś na kawiarnię bliską ideału.  Nazywała się "Cafe Prowincja" i działała w Pucku, w okolicy portu. Właścicielki serwowały tak dobrą kawę i ciasta, że jeździłam tam specjalnie dla nich, choć Puck jest mi mocno nie po drodze. Niestety, kawiarnię zamknięto i podobnego klimatu trzeba szukać gdzie indziej.

A więc - kawiarnia idealna. Jaka powinna być? Poniżej garść mocno subiektywnych spostrzeżeń.

1. Lokalizacja. To ona przede wszystkim decyduje ile osób tu zajrzy.

Gdańsk. Chwila miejskiego relaksu w ładnym miejscu.


2. Nierozerwalnie związany z lokalizacją - widok. Z okna lub ogródka.

Genua, Włochy. Można obserwować i ludzi, i architekturę.

 3. Ogródek. No po prostu musi być!

Kawiarnia Oficyna Gdańska. Tu, poza piciem kawy, można się dodatkowo poopalać.


4. W razie niepogody - z ogródka do wnętrza. Duże pole do popisu dla właściciela.

Kraków. Sprzęty stare, ale z duszą.


5. Podobno słynna w dwudziestoleciu międzywojennym Ziemiańska, mimo swojej wyjątkowej atmosfery, serwowała wybitnie podłą lurę. Na szczęście obecnie mamy na rynku taki wybór, że nie ma siły - kawa musi być dobra! Inaczej nie, dziękuję, postoję. W gdyńskiej Black and White Coffee każdy znajdzie kawę, jaką lubi. A jak nie wie, co lubi, to tutaj się tego dowie.

Black&White Coffee,  Gdynia. Właściciel o kawie i sposobach jej parzenia wie wszystko. I te ciasta... Zdjęcie pochodzi ze strony kawiarni: (klik)


 6. Kawa to jedno, ale co z alkoholem? Do tematu trzeba podejść ostrożnie, aby uniknąć przemiany  kawiarni w zwykłą "pijalnię piwa", gdzie goście są bardziej awanturujący się ;) Moim zdaniem - alkohol oczywiście tak, ale dobry i mało.

Wenecja. Chyba nie muszę tłumaczyć, dlaczego w tej kawiarni lepiej się zbytnio nie upić ;) Źródło zdjęcia: (klik)

7. Co poza kawą i ciastem? Czasem miło jest zjeść śniadanie na mieście. Wybór dań nie musi być duży. Dobra granola z jogurtem lub jajka, kiełbaski i świeża bagietka. Do tego gazeta lub książka. Tak mogłabym rozpoczynać każdy dzień, ale niestety trzeba chodzić do pracy.

Cafe Bar Mon Balzac, Gdańsk. Dobra kawa i treściwe śniadania.


8. Telewizor? Nie, nie, nie! Na mecz zapraszamy do pobliskiego pubu.

Central Cafe Perks w Toruniu. Tylko tutaj obecność telewizora jest uzasadniona. Źródło zdjęcia: (klik)


9. Muzyka. Może to niepopularny pogląd, ale dla mnie osobiście muzyki w kawiarni wcale nie musi być. Lubię sobie posiedzieć i posłuchać gwaru rozmów (nie mylić z podsłuchiwaniem) lub - siedząc w ogródku - szumu ulicy. A już zupełnym nieporozumieniem jest ryczące radio (to popularne umcy-umcy w przerwie między reklamami). Muzyka na żywo to zupełnie inna co innego...


10. Kawa na wynos. Tak modnie z amerykańska. Kupiłam sobie kiedyś kawę w papierowym kubku (rozmiarowo raczej w wiadrze) i ruszyłam piechotą do pracy. Po drodze połowę wylałam, parząc sobie palce i ochlapując buty. Widać ten sposób serwowania nie jest dla mnie. Wolę usiąść w spokoju i pokontemplować otoczenie. Albo napisać kolejnego posta.