niedziela, 18 grudnia 2016

STREFA MROKU

Chociaż mieszkańcy północy przez część roku żyją w ciemności, nam trudno wyobrazić sobie dzień bez światła. Musi być jasno, żeby móc w miarę normalnie  funkcjonować. Większość ludzi z utęsknieniem czeka na lato, kiedy dni są dłuższe, a w biurach nie trzeba zapalać lamp przed południem.

Z dużym zdziwieniem przeczytałam więc niewielką książeczkę autorstwa Jun'ichiro Tanizakiego (czy to się w ogóle odmienia???) zatytułowaną "Pochwała cienia". Jak się okazuje, istnieje kultura, gdzie cień, półmrok, a nawet ciemność są zjawiskami pożądanymi, bo wydobywają z otoczenia, ludzi  i przedmiotów urodę, która ginie w świetle dziennym.

Autor pisze na przykład:

"(...) spróbujmy wyobrazić sobie, że przestrzeń, w której znajdują się (...) przedmioty, pogrążyła się nagle w mroku, wszystko dookoła zostało pokryte czernią, a światło elektryczne lub słoneczne zastąpiono pojedynczą lampą lub świecą. Okazałoby się, że te wyzywająco krzykliwe przedmioty nabierają głębi, zyskują dostojeństwo i wyrafinowanie."

albo:

"Trudno wyobrazić sobie biel doskonalszą od twarzy uśmiechniętej dziewczyny, której zęby połyskują jak czarna laka w chyboczącym cieniu lampy, za każdym razem, gdy prześwitują spomiędzy zielonych warg, mieniących się tęczowym światłem jak błędne ogniki."

Hm... drugi cytat jest nam raczej kulturowo obcy (czarne zęby i zielone usta poza Halloween???), ale w tym pierwszym niewątpliwie coś jest.

Spróbujmy więc zgasić światło. Albo słońce.

Godzina 13.00. Napis na ścianie lokalu, w którym dziś jedliśmy śniadanie, idealnie pasuje do tematu dzisiejszego wpisu. (przypadek?) Bajgle w takim wnętrzu smakowały niepowtarzalnie.

Godzina 14.00. Powoli zapada zmrok. Uroda świątecznych dekoracji pokaże się za chwilę.
Godzina 15.00. Światła dziennego coraz mniej, więc udekorowane drzewo powoli się zmienia.
Godzina 16.00. Nie jestem fanką gdańskiego koła widokowego, bo uważam, że jest zwyczajnie brzydkie. Ale w ciemności zyskuje. Autor miał rację :)

Jarmark świąteczny. Można kupić pierniki, ozdoby choinkowe, można posłuchać kolęd. Nie brakuje niestety kiczu i tandety (poduszki w kształcie kupy??? Serio???), ale na szczęście zmierzch jakoś to łagodzi.
Okolice kościoła św. Jana wieczorem przypominają scenerię rodem z japońskiego horroru. Jako fanka gatunku muszę to docenić.
Taka droga do pracy w ogóle mnie nie przygnębia, wprost przeciwnie - nie widać wątpliwej urody architektury jednorodzinnej...
Moje srebrne, dawno (nigdy?) niepolerowane widelczyki do ciasta - prezent ślubny. Właściwie nigdy ich nie używam, bo takie ciemne, zaśniedziałe, a czyścić mi się nie chce. A tymczasem autor "Pochwały cienia" twierdzi, że: "(...) my lubujemy się w odcieniach i kombinacjach cienia, (...) W wyrobach ze srebra lub miedzi (...) cenimy  pokrywające je śniedź i patynę (...)" - i tego od dziś będę się trzymać, sztućce po kilkunastu latach leżenia w szufladzie zadebiutują na stole :)

A oto inspiracja dzisiejszego wpisu, w odpowiednim cieniu sfotografowana. Polecam :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz