piątek, 31 stycznia 2014

SPREZZATURA








Włochy to kraj którego nie da się zrozumieć.

A na pewno nie da się tego zrobić bez pomocy samych Włochów...
Żeby w tym chaosie dostrzec ukryty porządek potrzebny jest kompetentny przewodnik.
Tubylec. Ktoś kto w tej paradoksalnej rzeczywistości czuje się jak ryba w wodzie.
I ktoś komu jednocześnie będzie się chciało cokolwiek tłumaczyć. Zatem - trudna sprawa.
Jednak nie beznadziejna jak się okazuje.
Przypadkowo trafiłem bowiem  na  "An Italian in Italy" ( autor - Beppe Severgnini - jest znanym dziennikarzem  "Corriere della Sera").
Przede wszystkim, książka rozbraja szczerością z jaką autor opisuje wszelkie niedomagania Włoch.
Nie ma tu żadnej propagandy sukcesu, aż nie chce się wierzyć, że była napisana z myślą o czytelniku zagranicznym, głównie chyba amerykańskim. Nie bardzo sobie wyobrażam, żeby jakiś znany polski literat napisał książkę w tym duchu o Polsce dla turystów. Pozostaje zazdrościć Włochom dystansu i braku kompleksów.

 "An Italian in Italy"* nie jest przy tym oczywiście żadną "poważna" pracą naukowa, autor bez trudu utrzymuje formę krótkich, zabawnych, bezpretensjonalnych felietonów.
Przyznajmy, że to też jest bardzo włoskie i tego też zazdrościmy.
Co ciekawe, Severgnini poświęca bardzo dużo miejsca architekturze, urbanistyce, krajobrazowi oraz modzie,widząc w nich chyba  klucz do zrozumienia psychiki swoich rodaków.
Jakie zatem wyciąga wnioski?
Ojczyzna jawi mu się jako kraj perfekcyjnie niedoskonały.
Jest tak dlatego, że głównym motorem Włochów nie jest, jak w przypadku na przykład Niemców, poczucie obowiązku, ale ogromny, płomienny (często słomiany) ZAPAŁ.
Ponieważ są skłonni zajmować się wyłącznie tym, na co mają ochotę, są mistrzami rozwiązywania
trudnych problemów które ich fascynują - takich jak estetyka, design, architektura, nauka, silnik ferrari itd.
Na  "łatwe" i przyziemne zadania - takie jak organizacja i administracja - często pasji już nie starcza.
Są one zbyt nudne po prostu. Na każdym włoskiej ulicy w rezultacie mamy połączenie elementów perfekcyjnych i niedoskonałych.
Czasami przyczyna tej sytuacji leży jednak głębiej.
Włochy to naprawdę bardzo stara i bardzo wyrafinowana kultura. Zdarza się zatem, że nam, barbarzyńcom z północy, wydaje się, że coś jest np. zużyte, stare, do wymiany albo do remontu, a Włosi są zbyt leniwi żeby się podnieść z fotela.
I Severgnini  bez żenady przyznaje, że tak właśnie czasami jest (znowu brawa za szczerość i odwagę).
Równie często jednak te wszystkie niedoskonałe elementy są zostawiane celowo.
Chodzi o to, że Włosi mieli już swój okres porządku i doskonałości. W starożytności.
Potem przez 2000 lat patrzyli jak wszystko wokół się rozpada i starzeje. I wyciągnęli stąd wniosek, że dzieło
uszkodzone, nadgryzione przez czas i historię jest właściwie jeszcze lepsze -  perfekcyjnie niedoskonałe. Niepowtarzalne, choć ułomne.
Możemy to nazwać sprezzaturą.
Nie da się jej podrobić ani w Ameryce, ani w Chinach.
Rzeczy perfekcyjnie idealne Włosi zostawiają zatem barbarzyńcom z północy... bo sami już się nimi nacieszyli  - dawno temu.
I jeszcze jedno. Często we Włoszech można odnieść wrażenie, że ludzie są nieprzygotowani do zadań, że nie odrobili "pracy domowej". Sytuację zdaje się ratować błyskotliwa improwizacja i genialna intuicja.
Okazuje się jednak, że Włosi często świadomie kreują taki wizerunek, niezależnie od faktycznego stopnia przygotowania.
Nie chcą uchodzić za pracowitych, ale za genialnych.
Sukces osiągnięty nadmiernym wysiłkiem jest po prostu w złym guście.

*Severgnini B. An Italian in Italy, tłum. Giles Watson, Milan 2007.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz