wtorek, 18 lutego 2014

JAK (NIE) OSZCZĘDZAĆ




Typowy polski krajobraz. Miało być pięknie, wyszło tak jak zwykle.



Budowę zaczyna się zazwyczaj z wielkim entuzjazmem oraz małą wiedzą.
Potem bywa różnie. 

Z reguły wiedza rośnie, ale niestety entuzjazm topnieje wraz z pieniędzmi na koncie.
Czasami jedno i drugie znika przed końcem budowy, a szkielet nieudanego zamierzania
straszy następne pokolenia.

Co robić aby do takiego dramatu nie doszło?
Przede wszystkim nie porywać się z motyką na słońce.


Pierwszym i największym grzechem inwestycji  prywatnych oraz publicznych w naszym kraju jest nieumiarkowanie w rozdmuchiwaniu skali zamierzenia.

Fajnie byłoby mieć w domu i basen, i saunę, i siłownię, ale przecież za to wszystko trzeba będzie kiedyś zapłacić.
Nie da się po prostu upchać rozpełzającego się projektu w początkowy, szczupły budżet.
Myśl się wydaje banalna. Praktyka pokazuje, że jednak nie dla wszystkich.
Dorzucamy do budynku a to lukarnę, a to dobudówkę a to piętro licząc, że w jakiś magiczny sposób całość będzie kosztowała tyle samo co na początku.
Liczymy, że jakoś to będzie. Niestety matematyka nie zna litości.
Wszystkie podstawowe koszty budowy generowane są właściwie przez proste przemnożenie powierzchni budynku przez średni koszt metra kwadratowego (z uwzględnieniem oczywiście standardu wykonania)...
Nie ma tu miejsca na kombinacje - każda dodatkowa kubatura odbije się na budżecie.
Jak widać, na powierzchni budynku zatem można by uzyskać największe oszczędności - i to już na starcie.
Ale jakoś nikt się do tego o dziwo specjalnie nie kwapi...
Jak Polska długa i szeroka, same "pałace"...
Trzy kondygnacje nadziemne + wysoka piwnica + użytkowe poddasze. Czyli wieżowiec, tylko że jednorodzinny.

Jeżeli  środki są ograniczone i nie budujemy luksusowej willi tylko zwykły, skromny dom jednorodzinny - warto być  wstrzemięźliwym w ustalaniu metrażu.
Jakoś tak już jest, że na papierze budynki zawsze wydają się inwestorowi mniejsze niż w naturze.
Nie do każdego też trafiają suche liczby z zestawienia pomieszczeń.
Moment opamiętania przychodzi za późno, już na budowie, kiedy z gruntu wyłaniają się ściany i nagle rozumiemy, że 500m2 to może trochę za dużo...
Zwłaszcza, że dzieci jakoś nie chcą jednak do końca życia mieszkać z rodzicami. A ogrzewanie kosztuje.

Prawda jest taka, że jeżeli nie zbankrutujemy przed końcem budowy to potem dziwnie wielki "domek jednorodzinny" będzie ciężko utrzymać i trudno sprzedać.

Wykończenie wnętrz to z reguły drugi krytyczny moment budowy.
A dokładnie moment, kiedy wszelkie oszczędnościowe założenia inwestora biorą w łeb.
Uspokojeni relatywnie niskim kosztem stanu surowego zamkniętego, na etapie wykończenia wnętrz nie znamy już umiaru.
Tymczasem to właśnie bizantyński przepych pomieszczeń jest często tym kamieniem na którym wykłada się finansowo cała budowa.

Inwestycja w bardzo drogie luksusowe materiały jest opłacalna i nawet konieczna w przypadku wystawnej willi - rezydencji w prestiżowej lokalizacji.
W przypadku zwykłego skromnego domu na zwykłym osiedlu - nie ma sensu.
Dobierając meble, dodatki, lampy, materiały wykończeniowe można się kierować następującą hierarchią:

- po pierwsze: WZÓR - czy wygląd danego elementu nam odpowiada?

- po drugie: DOPASOWANIE - czy pasuje do naszego domu (gabaryty, styl, kolor itd.)

- i dopiero po trzecie: JAKOŚĆ -najdroższy element i - zaskakująco - najmniej ważny

To wcale nie znaczy, że zachęcam do taniej tandety. Zachęcam do rozsądku.
Nikt dziś już nie urządza wnętrz z myślą o przyszłych pokoleniach. Salony nie  trwają 50 - 100 lat w niezmienionym stanie. Nasze wnętrza żyją i ulegają ciągłym modyfikacjom. Najdalej po 5 -7 latach po urządzeniu już robimy jakieś zmiany lub remont. Albo się przeprowadzamy.
Po co nam więc droga, super wytrzymała podłoga skoro nie zdążymy jej zużyć?
Trzeba pamiętać, że moda na dany wzór np. płytek ceramicznych skończy się o wiele szybciej niż ich fizyczna żywotność.
Tak więc jeżeli chcemy kupić coś drogiego o wysokiej jakości - niech to będzie jakiś element ponadczasowy (zabytkowy mebel, obraz, rzeźba...) który będzie można adaptować do nowych aranżacji czy też przeprowadzek.
Bardzo bowiem trudno zabrać ze sobą terakotę, za którą zapłaciliśmy astronomiczną cenę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz