piątek, 7 lutego 2014

LOKALIZACJA, LOKALIZACJA I LOKALIZACJA




S.Bareja, "Co mi zrobisz jak mnie złapiesz?"   DROGA DO PRACY.     PAN PO LEWEJ MIESZKA W ŚWIETNEJ LOKALIZACJI. WSTAJE ZA PIĘTNAŚCIE TRZECIA, ŚNIADANIE JE NA KOLACJE I NAJDALEJ ZA PIĘTNAŚCIE SIÓDMA JEST W ROBOCIE. DLA WIELU Z NAS TO JUŻ NIE ŻART, TYLKO RZECZYWISTOŚĆ. CZĘSTO NIESTETY NA WŁASNE ŻYCZENIE.




Stary dowcip mówi, że na wartość nieruchomości składają się trzy czynniki:
lokalizacja,
lokalizacja,
i lokalizacja.

Powiedzmy sobie od razu, że w tym żarcie jest dużo prawdy.
Może nie sama prawda, bo to jednak uproszczenie, ale jest jej wystarczająco dużo, żeby dać nam trochę do myślenia.
Bo jak my, Polacy, wypadamy w świetle tego powiedzenia?

Trochę głupio, jesteśmy przecież mistrzami Europy w budowaniu na terenach zalewowych, zapalonymi fundatorami wielkich rezydencji na mini działkach, niepoprawnymi kupcami mieszkań zbudowanych w szczerym polu...
Jednym słowem, do takich abstrakcji jak "lokalizacja inwestycji" podchodzimy w naszym kraju bez zbędnych kompleksów i ceregieli.
Mamy przecież własną, ludową, słowiańską mądrość.

Znam przykład inwestora, który się cieszył, że za sąsiada ma stację benzynową. Bo po paliwo będzie miał blisko.
Inny zachwycał się rozklekotaną linią tramwajową dwa metry od okna - bo blisko na przystanek.
Kolejny chciał kupić mieszkanie koniecznie w nowym budownictwie, lokalizacja bez znaczenia, bo jak sam to określił "przecież mam samochód". 
Może powinien mieć raczej samolot? Albo helikopter?

Rezultat jest taki, że w Polsce buduje się bez ładu i składu, gdzie popadnie - bo my, naród, mamy to w głębokim poważaniu. Na rynku mieszkaniowym jest cała masa beznadziejnie zlokalizowanych mieszkań- bo my je kupujemy. Jesteśmy nieświadomymi klientami z entuzjazmem kupującymi buble...

Generalnie Polacy ciągle jeszcze rozpatrują  swoje mieszkania i działki budowlane w kompletnym oderwaniu od otoczenia – tak jakby po obydwu stronach drzwi albo płotu rozciągały się odrębne, nieprzenikające się światy.
Przed klatką schodową szpetnie "że aż oczy wypadają", ale w środku mieszkania - luksusy...
Za płotem domy-potworki i paskudne warsztaty, ale na działce - zaciszna sielanka...
Zdumiewające jest to, że te powalające kontrasty na nikim prawie nie robią wrażenia. 

Przyjmijmy w końcu do wiadomości, że "ładne" mieszkanie na "brzydkiej" ulicy traci wiele ze swojego uroku... i wartości.
Ale przecież na estetyce - choć ta najbardziej się rzuca w oczy - zagadnienia lokalizacji się nie kończą.

A więc, co z tego, że kupimy tak zwane „ładne mieszkanie”, jeżeli się okaże, że w pobliżu nie ma ani jednego sklepu, szkoły, przedszkola, zieleni, miejsca do spacerowania, komunikacji miejskiej itd...
Wydawało by się, że te niedogodności  po pół roku doprowadzą każdego do wściekłości, a po roku do ciężkiej depresji.
Ale chyba tak nie jest, bo apartamenty na kartofliskach idą jak świeże bułeczki.
A przecież powinniśmy dążyć do tego aby w naszych mieszkaniach, domach czy też apartamentach dało się żyć, a nie tylko nocować.

Nasze wymarzone i przepłacone siedziby na pewno zamienią się w drogie noclegownie, jeżeli okaże się, że będziemy zmuszeni jeździć po chleb albo na spacer 10 kilometrów...

Trzeba zdać sobie sprawę, że nie kupujemy mieszkania/ domu na szczycie wieży z kości słoniowej.
W rzeczywistości niewiele osób pamięta, że kupujemy pakiet:
miasto, dzielnicę, ulicę, sąsiadów, widok z okna.
A na samym końcu jakiś konkretny rozkład mieszkania czy też działkę budowlaną lub gotowy dom.



4 komentarze:

  1. mądry artykuł

    OdpowiedzUsuń
  2. Byłem tu. Bardzo dobrze się to czyta zwłaszcza jak się ma mieszkanie (prawie) w centrum ;)
    Pozdrowienia - wiseman.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przy obecnym rozlewaniu i rozpełzaniu się miasta, "prawie centrum" to już w zasadzie ścisłe centrum. Moje gratulacje;)

      Usuń
    2. A do tego (wiem, powtarzam się) to miasto nie ma centrum, a przynajmniej nie ma, nadwyrężając terminologię matematyczną, dobrze określonego ścisłego centrum.
      ;)

      Usuń