środa, 12 lutego 2014

ZAREKLAMOWANI









Dowiedziałem się ostatnio, że reklamy umieszczane na budynkach i przy ulicach są bardzo ładne.
Bo są kolorowe i wesołe. 
Jest ich przy tym tak dużo, że właściwie nie ma już więcej miejsca na nowe.
Proponuję zatem, abyśmy zaczęli obwieszać nimi nasze prywatne samochody, a później -
nasze prywatne osoby.

Uczestniczymy przecież wszyscy w wielkim marnotrawstwie.
Chodzimy i jeździmy zupełnie bez sensu i za darmo - z pracy, do pracy, do sklepu itd.
Powierzchnia reklamowa naszych ubrań się marnuje, a przecież moglibyśmy w tym czasie zarabiać.
Na plecach "karkówka w promocji", z przodu "wyprzedaż mebli" -  i biznes się kręci.


Oczywiście nikt sobie na ramionach mini-billboardu nie powiesi.
Jakoś też nie podejrzewam, żebyśmy chcieli oklejać nasze prywatne samochody (służbowe - to już co innego).
Pytanie tylko dlaczego, skoro jesteśmy takimi miłośnikami reklam?
Stawiamy przecież mega -billboardy w prywatnych ogrodach i zasłaniamy mega - banerami własne okna.
W przypadku budynków i przestrzeni publicznej nie mamy zatem żadnych skrupułów.

Ale w przypadku naszych osobistych pojazdów i ubrań jesteśmy wstydliwi, powściągliwi i niekomercyjni.
Czujemy, że reklama w tej sferze byłaby przegięciem. Człowiek jako nośnik reklamowy to jednak złamanie pewnego tabu.
Instynkt nam podpowiada, że sprowadzanie naszej osoby do wieszaka reklamowego narusza naszą godność osobistą. Stąd pewnie wynika relatywnie mała popularność "chodzących reklam" - maskotek hipermarketowych w naszym kręgu kulturowym. Trochę tego jest, ale jakoś nie za dużo. Nikt zresztą nie chodzi przebrany za reklamowego futrzaka w czasie wolnym - a o tym przecież mówimy.

Tak samo jest z reklamą na samochodach. Pojazdy muszą zostać nieskazitelne. Jeżeli już pojawi się na nich jakieś ogłoszenie - jest to samochód służbowy, albo chodzi o naszą własną, prywatną firmę. Ale i tak nie zdarza się to zbyt często.

Tak więc społeczeństwo ustaliło granicę dla ekspansji reklamy - może być zlokalizowana w zasadzie wszędzie z wyjątkiem naszych pleców i maski wypucowanego,wychuchanego auta.

A przecież o ile lepiej wyglądałoby nasze otoczenie, gdybyśmy z podobnym szacunkiem jak do samochodów i ubrań podchodzili do budynków. Wszyscy świetnie rozumiemy, że samochody lepiej wyglądają czyste i bez reklam.
Dlaczego nie założyć, że tak samo jest z budynkami, ulicami i miastami?
Często przecież nie wiemy nawet, czy są ładne czy brzydkie bo ich zwyczajnie nie widać spod banerów reklamowych.








4 komentarze:

  1. Odpowiedź na to jest niestety banalnie prosta:
    KASA.
    Za baner na budynku w centrum, za miesiąc należy się około 4 tyś zł +, nie miał bym skrupułów powiesić czterech takich i całego budynku przysłonić. Daj pan 4 koła na miesiąc i będę chodził 24h/dobę w T-shirtach z logiem strony Manifest Architektura, dorzuć drugie tyle, a nie tylko samochód a i motocykl obkleje Twoimi banerami ;)
    J

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty już jesteś widzę psychicznie przygotowany na nowe czasy;)
      Dla mnie za drogo, poza tym nie mógłbym patrzeć jak się szargasz dla pieniędzy;)

      Usuń
  2. Nie jestem ekspertem Andrzej, ale problemów jest chyba kilka: maksymalna powierzchnia pojedynczej reklamy, liczba reklam na jednostkę, którą można nimi obwiesić, liczba reklam w ogóle (np. na km2 miasta) i, last but not least jak mawiają Prasłowianie, jakość i estetyka samych reklam. Nie mam nic przeciwko dobremu "outdoorowi" o ile jest estetyczny, pomysłowy, jego lokalizacja jest dobrze zaplanowana i, że tak poem, konweniuje z otoczeniem. W Polsce reklam jest nie tylko za dużo, ale są brzydkie i nieestetyczne, najczęściej po prostu straszą. Gdzieś czytałem, że dopuszczalna maksymalna powierzchnia pojedynczego billboardu w Polsce jest wielokrotnie większa niż np. we Francji (źródło do odszukania). Czy istnieje w naszym prawie (czy może w planach zabudowy miast) coś takiego jak plan rozmieszczenia billboardów (lub reklam w ogóle), w którym byłyby wytyczne gdzie, ile i jakie reklamy mogą się pojawić?
    von Klugmann

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak,problem jest bardzo złożony. Nie jestem wrogiem reklam jako takich, na pewno są elementem miejskiego krajobrazu i w większości europejskich metropolii jakoś nie ma z nimi problemów. U nas jakoś to po prostu nie wyszło. Reklama totalnie wymknęła się spod kontroli.
      Przepisy lokalne dotyczące reklam istnieją ale... z tego co wiem co najmniej 90% reklam w Polsce wisi nielegalnie...i prawie nikogo to nie rusza. Bywa, że państwowe instytucje ogłaszają się na nielegalnych banerach, co jest już kuriozalne.
      Temat doskonale opisał Filip Springer w "Wannie z kolumnadą". Gorąco polecam.

      Usuń