sobota, 7 czerwca 2014

SOCREALIZM JEST COOL





Jeżeli zobaczycie taki widok na horyzoncie, porzućcie wszelką nadzieję. A na pewno nie dyskutujcie z policją. Krajobraz kraju gdzie ludzie nic nie znaczą. Chyba, że są u władzy.                 źródło: DOMUS


Jest taki interesujący punkt widzenia, że jeżeli chcemy poznać prawdę o stosunkach społecznych panujących w danym kraju należy się przyjrzeć aktualnie panującym tendencjom w budownictwie.

Wystarczy tylko porównać oficjalną propagandę państwową z publiczną architekturą, aby szydło wyszło z wora.
Żeby nie szukać daleko, taki na przykład Putin, może kłamać ile wlezie, jak to Rosja dziarskim krokiem zdąża ku nowoczesności, prawom człowieka itd. bla, bla, bla.
Może ściskać do bólu dzieci przed kamerami, odwiedzać do znudzenia zakłady pracy, przecinać niezliczone wstęgi, a i tak architektura go zdradzi.
Architektura pokaże wszystkie ukryte cele i pragnienia despoty.
Bo, jak mawia Slavoj Žižek, "architektura nigdy nie kłamie".
W przeciwieństwie do Putina.
Tak więc nie słuchamy co Putin plecie, tylko patrzymy co buduje. A jest co oglądać.



Architektura demokratyczna - budynek sądu w Nowej Zelandii. Lekka, transparentna architektura. Wymiar sprawiedliwości który nie próbuje nas zastraszyć.       źródło: inhabitat.com

Jakoś tak już jest, że wszelkie despocje od starożytności po współczesność, w tej jednej jedynej dziedzinie - architekturze -  są zawsze rozbrajająco szczere.
Od Ramzesa po Stalina dyktatorzy wznosili, potężne, monstrualne, onieśmielające budynki, które miały maluczkim pokazać jak niewiele znaczą wobec potęgi państwa.
Związek Radziecki mienił się państwem należącym do ludu pracującego.
Jedno tylko spojrzenie na pałace stalinowskiej Moskwy mówi nam jednak, że jakikolwiek robotnik próbujący sforsować potężne wrota budynku szybko zostałby eksmitowany potężnym kopniakiem w siedzenie.
To pałace potężnej nomenklatury a nie jakichś robociarzy.
 I architektura tych budynków nie pozostawia co do tego wątpliwości.
Te budynki są jak zły sen na jawie. Widoczne z każdego punktu miasta stanowią czytelną aluzję - władza czuwa i wszystko widzi.
Taka sama sytuacja istniała w nazistowskich Niemczech, Hiszpanii Franco. Takie same budynki wznoszą w końcu Putin z Łukaszenką.
Im więcej gadania o transparentnym państwie i jawnej polityce, tym więcej granitowych ścian i zamkniętych drzwi.

Ponieważ jednak Polska to kraj paradoksów, u nas oczywiście było inaczej.
A konkretnie odwrotnie.

Okres najbrutalniejszego totalitaryzmu w Polsce to oczywiście okres stalinowski 1949 - 1956.
Narzucono w tym czasie odgórnie jedyny dopuszczalny styl architektury - socrealizm.
W wersji rosyjskiej socrealizm był właśnie taki jak pisałem wyżej - miażdżący - ot po prostu jeszcze jedno narzędzie terroru.
U nas natomiast stało się coś przedziwnego.
Poza paroma realizacjami w Warszawie ( PEKiN, MDM) które rzeczywiście są totalitarne, przytłaczające i trochę nieludzkie, większość socrealistycznego budownictwa jest stonowana i umiarkowana. Zwłaszcza zabudowa tzw. "prowincji" z tego okresu wolna jest od jakichś negatywnych skojarzeń.  Było to budownictwo wysokiej jakości, które dodatkowo zestarzało się zaskakująco dobrze.
Jest to pewien paradoks, bo zdecydowana większość architektów tego okresu nienawidziła serdecznie tej narzuconej odgórnie stylistyki. Powszechna była raczej fascynacja stylem międzynarodowym - modernizmem, który w tym czasie zdominował światową architekturę i stał się popularny także u nas od mniej więcej 1935.
Zgodnie z mentalnością Związku Radzieckiego socrealizm miał być totalny, monumentalny antyburżuazyjny i rewolucyjny.
Czyli taki, jaki polski socrealizm poza kilkoma wczesnymi Warszawskimi realizacjami nigdy nie był.
Nasz socrealizm był w większości raczej tradycyjną, przytulną i racjonalną architekturą środka.
Bliżej tym realizacjom do budownictwa skandynawskiego, niemieckiego czy francuskiego lat dwudziestych i wczesnych trzydziestych, niż do krajobrazu sowieckiego.

Można zaryzykować twierdzenie, że nasza architektura socrealistyczna nie była socrealistyczna.


Tychy. Lata 50. Osiedle "B".  Autor - Kazimierz Wejhert. Zgodnie z logiką historii powinna tu powstać przytłaczająca architektura stalinowska. Powstało zaś fajne europejskie miasto.         źródło : Murator plus


Tychy. Plac Baczyńskiego na osiedlu "B" po rewitalizacji. Normalna, ludzka przestrzeń, choć - "socrealistyczna".   źródło: Murator plus


W rzeczywistości była to klasycyzująca albo historyzująca architektura modernistyczna.
Projektanci pod pozorem "socrealizmu" wrócili po prostu do stylu jaki był modny w czasie ich młodości - wariacji na temat wczesnej przedfunkcjonalnej moderny i art deco.
Był to swego rodzaju mądry kompromis - władza była w stanie przełknąć taką nieawangardową architekturę i udawała, że oddawane do użytku budynki są "socrealistyczne", a architekci mogli zachować jakąś dozę szacunku dla własnych poczynań.

Jeśli dodamy do tego ciągle wysoki poziom wykonawstwa utrzymujący się w pierwszej powojennej dekadzie, otrzymamy w rezultacie najlepsze masowe budownictwo w okresie całego PRL.
Wczesne realizacje Kazimierza Wejherta w Tychach do dziś pozostają najbardziej "miejskimi" osiedlami stworzonymi w Polsce po 1945 roku. To samo można powiedzieć o pierwszych etapach Nowej Huty oraz wielu innych "socrealistycznych" dzielnicach w całym kraju.
Lata 1949 - 1956 to jedyny okres w najnowszej historii, kiedy udało nam się budować ponadczasowe, elastyczne i estetyczne przestrzenie miejskie (a nie pojedyncze wybitne budynki).

Odrębność i paradoksalność sytuacji polega na tym, że w miarę upływu lat totalitaryzm polityki łagodniał, a totalitaryzm polskiej architektury się zaostrzał.
W latach 60 i 70, aleje stawały się coraz szersze, place coraz rozleglejsze, budynki dłuższe, wyższe i coraz bardziej anonimowe. A człowiek wobec takiej potęgi kurczył się i malał.
Wystarczy porównać "odwilżowe" centrum Katowic ze "stalinowskim" centrum Tych Wejherta, żeby zrozumieć, że wyraz przestrzenny jest dokładnie odwrotny.

Katowice. Centrum - rondo. Przestrzeń miejska czasów małej stabilizacji. Na drugim planie - tzw. Superjednostka. Zbudowano na przełomie lat 60 - 70. Na przekór czasom - przestrzeń totalitarna. Zwróćmy uwagę jak małe są sylwetki ludzi w porównaniu z tą realizacją.          źródło: Fotopolska




Katowice. Superjednostka.  Ma swoich fanów, co budzi moją fascynację.       źródło: Gazeta Wyborcza



Gdzie tu logika dziejów?
Dlaczego w czasie "stalinowskiej nocy" można było tworzyć humanistyczne budynki, a wczasach "socjalizmu z ludzką twarzą" - paradoksalnie - już tylko totalitarną antyprzstrzeń?

Wydaje mi się, że po prostu trucizna systemu totalitarnego potrzebuje czasu i pokoleń, żeby zacząć działać.
Dlatego chyba nasze miasta stały sie najstraszniejsze gdzieś mniej więcej około roku 1984 (nomen omen).


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz