poniedziałek, 28 lipca 2014

ŻYCIE NA PLACU




Jaki kraj taka bohema...




Kiedy Jan Gehl na początku lat 60 zaproponował, żeby pewne części Kopenhagi wyłączyć z ruchu samochodowego i przeznaczyć wyłącznie dla pieszych, praktycznie wszyscy pukali się w czoło.
Argumentowano, że Duńczycy nie są Włochami i niezależnie od tego jak wspaniałe warunki im się przygotuje, nie wyjdą z domów. Czyli nowe przestrzenie publiczne są bez sensu, bo będą świeciły pustkami.

Bo w Dani jest za zimno.
Bo nie ma takiej tradycji, żeby się bez sensu szwendać. To nie po nordycku.
Bo po co chodzić skoro mamy samochody.
Bo...tak.



Następnego dnia po zamknięciu dla motoryzacji głównej ulicy liczba przechodniów wzrosła dwukrotnie.
Jak mawia Gehl, nagle się okazało, że jednak Duńczycy są Włochami, potrzebują tylko odpowiedniej przestrzeni, żeby to zademonstrować.
W krótkim czasie obroty sklepów w rejonie ruchu pieszego zaczęły wzrastać, rozkwitło życie publiczne itd.
Reszta jest historią.
W następnych dekadach Kopenhaga stopniowo ograniczała ruch samochodowy na rzecz rozbudowywanego systemu komunikacji miejskiej, rowerowej i pieszych.
Obecnie jest jednym z najlepszych (o ile nie najlepszym) miejscem do życia na ziemi.
Posiada wszystkie zalety miasta, bez jego wad.
Inne metropolie poszły w ślad Kopenhagi.
Jan Gehl od lat jeździ po całym świecie i pomaga przekształcać kolejne miasta.
Doradzał władzom m.in .Melbourne, Sydney, Nowego Yorku, Moskwy (tam akurat mógł nie jechać).
Tak wygląda w przyczynkarskim skrócie to duńskie success story.

Piszę o tym, bo zasady odnowy miast w duchu Jana Gehla zdają się być prawie uniwersalne.
Napisałem prawie, bo działają we wszystkich miejscach oprócz jednego.

Tak, zgadliście. 
Nie działają w Polsce.

Z przestrzenią publiczną w naszym kraju jest krucho, ale w ciągu ostatnich dwudziestu lat wykonaliśmy jednak duży jakościowy skok.
Przybyło parków, placów, ciągów pieszych. Istniejące wyremontowano.

I co? I nic.
Na ulicach nadal pustki.
Wewnętrzny Włoch nadal nie chce się obudzić.
Przez całe lata sądziłem, że to kwestia źle zaprojektowanej przestrzeni. Że brakuje tzw. "magnesów", że zła lokalizacja, skala itd.
Jednak nie da się ukryć, że duża część tych obiektów jest co najmniej prawidłowa.
Coraz częściej wręcz świetna, bo jednak projektantów mamy coraz lepszych.
Dosłownie z książką Gehla "Życie między budynkami" w ręku chodziłem po tych placach i parkach i szukałem przyczyny niepowodzenia.

Teraz dochodzę do wniosku, że to może nie jest u nas kwestia jakości przestrzeni tylko polskich zwyczajów.
Wzbogaciliśmy się. Ubraliśmy. Wykształciliśmy.
Ale koncepcję na czas wolny mamy taką samą jak zawsze.
Nachlać się, pokłócić i pobić.
Tutaj żaden architekt ani urbanista nic nie poradzi.
Przydałby się raczej dobry psycholog i terapia.





7 komentarzy:

  1. Brak deptaka w Gdyni zabił tą przestrzeń - teraz to już tylko miejsce gdzie królują banki...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie. Słaby promyk nadziei jest bo są jakieś plany zrobienia deptaka ze Świętojańskiej.
      Ale na razie są one bardzo mgliste. Niestety.

      Usuń
  2. A to bardzo ciekawa historia.
    Jeśli chodzi o to czemu to u nas nie działa, to wydaje mi się, że wciąż po prostu mamy za mało pieniędzy. Jak już kupimy hamburgery, telewizory, samochody, wczasy zagraniczne i będziemy mieli gdzie mieszkać, to zaczniemy chodzić na dobrą i drogą kawę do dobrej, drogiej i pięknie urządzonej restauracji, zaczniemy chodzić na koncerty i wystawy i kupować modne płaszcze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kawa nie musi być droga, bo można własną mieć w termosie. Chodzi o plac, czyli przestrzeń wspólną, bezpłatną, interakcje towarzyskie, generalnie o wyłączenie telewizora i wyjście z domu, tak po prostu.

      Usuń
  3. Właściwie tak, ale to się chyba trochę łączy. Interakcje towarzyskie w mieście często niosą ze sobą konieczność wydania pieniędzy, których by się nie wydało gdyby się siedziało w domu: kawa (w termosie to zabieramy kawę chyba jednak bardziej wyjeżdżając na łono natury niż wychodząc "na miasto"), gorąca czekolada, dzieci zawsze coś chcą np. lody albo rurkę z kremem, możemy zgłodnieć itd. Myślę, że wielu ludzi odpuszcza wyjścia na miasto z oszczędności. Ale nie upieram się ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ ja też się nie upieram, w życiu bywa różnie. W Trójmieście i tak jest nieźle, bo mamy publiczną plażę, gdzie tłumy ludzi spędzają czas wolny.

      Usuń
  4. Bo piwo jest tańsze niż w Kontraście ;)

    OdpowiedzUsuń