A jednak nie chciałabym zamieszkać w katalogu. Witold Rybczyński w swojej książce "Dom. Krótka historia idei" zadaje słuszne pytanie: Czy ludzie mogą naprawdę gdzieś żyć, nie robiąc bałaganu?
Z bałaganem nie przepadam, ale lubię, kiedy wnętrze ma w sobie to nieuchwytne "coś", co świadczy o tym, że ktoś w nim rzeczywiście mieszka. Lubię, kiedy jest "spersonalizowane", bez względu na styl, jaki w nim dominuje.
Przeglądając internet znalazłam całe mnóstwo zdjęć opatrzonych intrygującą etykietką "bohemian apartments".
Czym one są? Bohemian apartments to wnętrza w zasadzie "bezstylowe", organiczne, ewoluujące wraz z właścicielem, jego życiem i zainteresowaniami. Nie wszystko poniżej mieści się w moim guście, ale sama idea bardzo mi się podoba.
Mniej bieli, więcej koloru. Laboratorium to nie jedyna opcja przy urządzaniu wnętrza. Źródło: (klik) |
Kontrolowany chaos. I już nie trzeba codziennie sprzątać - bo przecież tak ma być. Źródło: (klik) |
Wnętrze nie musi być idealne. Jakieś drobne rysy na komodzie po babci, nitki powyciągane przez kota... Komu to właściwie przeszkadza? Najwyżej teściowej. Źródło: (klik) |
Mieszanka stylów i epok, a nawet (zgroza!) różne odcienie drewna w jednym pokoju. Źródło: (klik) |
Już od progu widać, jaką właściciel ma pasję...
Ten na przykład czyta. |
...ten dużo śpi... Źródło: (klik) |
... a ten ma kota. Źródło: (klik) |
Nie pozostaje mi nic innego, jak czekać, aż moje mieszkanie nabierze podobnej szlachetnej patyny.
Inspiracją dla dzisiejszego posta były:
- Opera Pucciniego "La Boheme" (zwłaszcza to wykonanie, zwłaszcza wnętrza około 17 minuty)
- Reginald Gray (zwłaszcza ta praca i to zdjęcie)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz