Zgodnie z zapowiedzią - turystyka miejska część trzecia.
Według niektórych, końcówka roku nie sprzyja podróżom (no chyba, że w ciepłe kraje lub na narty). Jest zimno, ciemno, nudno, a ludzi ogarnia melancholia, którą co najwyżej można utopić w pobliskim barze. To już lepiej (i taniej) zostać w domu.
Sporty zimowe i plażowanie to jednak zupełnie nie moja bajka, ale zaleganie na własnej kanapie też nie bardzo. I dlatego w przerwie między Świętami a Sylwestrem postanowiliśmy wyskoczyć do miasta Najbogatszego z Ojców, czyli do Torunia. Z Trójmiasta mamy całkiem blisko, jednak trzygodzinna jazda pociągiem daje wrażenie dalekiej podróży.
Dzień 1. Wyruszyliśmy i późnym popołudniem dotarliśmy na miejsce. Zgodnie z oczekiwaniami, było zimno i ciemno, ale dzień się jeszcze nie skończył.
|
Ponieważ nasz apartament wyposażony był jedynie w lodówkę, czajnik i toster, mieliśmy doskonały pretekst, aby coś zjeść na mieście. Restauracja "Róże i zen" to miejsce jedyne w swoim rodzaju (ich letni ogródek trzeba koniecznie odwiedzić podczas ciepłych miesięcy!), z doskonałą kuchnią. |
|
Po obiedzie - obowiązkowa kawa z deserem w kawiarni "Central Coffee Perks". Miejsce nie tylko dla fanów serialu. |
|
Żeby nie wyglądało, że tylko przesiadujemy w knajpach, poszliśmy na wieczorny spacer. Stare Miasto o tej porze ma jakiś taki tajemniczy urok. Ludzi wciąż sporo, większość z nich to załatwiający swoje sprawy mieszkańcy. Niewątpliwie świadczy to o tym, że Toruń nie jest tylko "turystyczną wydmuszką", która pustoszeje wraz z końcem wakacji. To miasto żyje. Na zdjęciu ul. Szeroka, po lewej wejście do wspomnianej wcześniej restauracji "Róże i zen". |
|
Ulicą szeroką doszliśmy do rynku, trochę się pokręciliśmy, ale ponieważ było ciemno, zimno i tak dalej... |
|
... pozostałą część wieczoru postanowiliśmy spędzić weseląc się w przydrożnej karczmie. Co było dalej - nie wiadomo. |
Dzień 2. Wstaliśmy skoro świt (czyli o 10.00) i postanowiliśmy zwiedzić dzielnicę, którą jakoś przeoczyliśmy podczas poprzednich wizyt, czyli
Bydgoskie Przedmieście.
|
Dobry papierowy przewodnik to podstawa. W erze smartfonów taki oldschool jest miłą odmianą. |
|
Bydgoskie Przedmieście to kameralna, malownicza dzielnica zatopiona w zieleni, nawiązująca do najlepszych angielskich i niemieckich wzorców. Miasto - ogród. |
|
Niektóre budynki przypominały mi te w moim rodzinnym mieście, czyli w Gdyni. |
|
Budynek Okręgowego Zarządu Lasów Państwowych i strzegące go dwa kamienne niedźwiedzie. Klasycyzujący modernizm. |
|
Jak żywe. Albo pluszowe. |
|
Wille i ogrody. Cisza, spokój, ruch samochodowy niewielki, a z centrum 10 minut spacerem. |
|
Remontowałabym. Gdybym miała za co :) Styl dworkowy z sarmackim pazurem. |
|
Tutaj ktoś już zadbał o remont. Moim zdaniem wyszło świetnie. |
|
I jeszcze zbliżenie na detal. |
|
Zwróćcie też uwagę na okna - nowe, ale drewniane. Konserwator musiał być bezlitosny. |
|
Wysokiej jakości materiały się nie starzeją. Wystarczy o nie dbać. |
|
Mogłabym zamieszkać na osiedlu o takiej nazwie. Żeby się wpasować w otoczenie, nauczyłabym się nawet rysować ;) |
|
Kamienica z Atlantami w duchu manieryzmu niderlandzkiego. Jak się mieszka w takim domu??? |
|
Brak działań wojennych na szeroką skalą umożliwił zachowanie nawet tak kruchych ornamentów. |
|
Spacer po Bydgoskim Przedmieściu zakończony. Przeszliśmy jakieś 18 km, bez przysiadania (bo było za zimno). |
Dzień 3. Po wczorajszej męczącej wędrówce nadszedł czas na dzień ze sztuką. Wybraliśmy się więc do
Centrum Sztuki Współczesnej "Znaki Czasu". Można tam trafić na naprawdę ciekawe wystawy, sprowadzone z różnych zakątków świata. Nie zawiedliśmy się i tym razem.
|
Trzy wystawy za jedyne 10 PLN. W Europie Zachodniej nie do pomyślenia, a u nas - proszę bardzo. |
|
Wchodzimy. Byłam kiedyś w kinie na filmie tego reżysera. Obraz wydał mi się wtedy dość obrzydliwy, ale chyba taki właśnie miał być. |
|
Przekraczając próg poczułam się lekko psychodelicznie. |
|
Zawarłam też bardzo interesującą nową znajomość w tutejszym barze. |
Oszołomieni sztuką współczesną postanowiliśmy zażyć trochę kontaktu z naturą i odetchnąć w pobliskim
Ogrodzie Zoobotanicznym.
|
Harry Potter pewnie jej szuka. |
|
Paw nie chciał współpracować i odmówił rozłożenia ogona :( |
|
Oglądaliśmy papugi, małpy, węże, kozice, a pod koniec zwiedzania okazało się, że w Ogrodzie mieszka sam Szatan O_o Dał się nawet pogłaskać. |
|
Dzień ze sztuką i naturą zakończyliśmy w restauracji z takim oto sufitem. Pięknie odrestaurowany autentyk. |
Dzień 4. Czyli 31 grudnia. Czyli Sylwester. Czyli obowiązek imprezowania. A mnie się nie chce. Tradycyjnie więc zaczęliśmy dzień od spaceru. Przez cały czas jednak chodził za nami jakiś facet...
|
Zagadywał. |
|
Groził. |
|
Mówił językami. |
|
Przekonywał do swoich racji. |
|
Stawiał warunki. |
|
Zmęczeni jego towarzystwem poszliśmy tu, aby zaopatrzyć się na sylwestrowy wieczór... |
|
... który upłynął na bardzo interesującej lekturze. Kto by pomyślał, że żarty z Radomian to nie wymysł internetów? Z góry przepraszam mieszkańców tego miasta, ale powyższe słowa pochodzą z książki "Portret podwójny" Czesław Miłosz/Jarosław Iwaszkiewicz (wyd. Fundacja Zeszytów Literackich). A zatem - pretensje kierować do noblisty ;) |
I tak skończył się nasz pobyt w Toruniu. Nie pierwszy i zapewne nie ostatni. Polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz